Spór między harmonią a wyobraźnią…, cz. 1
Il cimento dell'armonia e dell'inventione. Op.8.

No dobrze, a Wy.. to po której stronie opowiedzielibyście się?
Ok., tak tylko pytam, bo ja sam również – w zależności od nastroju – raz tu, raz tam…
Gwoli wyjaśnienia tytuł ów pojawia się dziś nieprzypadkowo. Mamy niby wiosnę, ale wystarczy wyjść rano z domu i mamy wrażenie, jakby nagle wróciła tu zima. No bo jak inaczej nazwać porę roku, która wymusza skrobanie szyb w autach o poranku?
Dobra, zostawmy te kwestię, skupmy się na porach roku, ale tak bardziej ogólnie, albo raczej: muzycznie. W tej kwestii sprawa jest dość oczywista: właściwie każdy uzależniony od muzyki osobnik (taki jak ja dla przykładu) natychmiast wybiega myślami do dzieła Antonia Vivaldiego. Te jego cztery słynne koncerty z opusu 8 (czyli owe „Cztery Pory Roku„) to właśnie część znacznie większego cyklu zatytułowanego jak w tytule wpisu: Spór między harmonią a wyobraźnią. No to mając za sobą wprowadzenie… czas parę słów o Vivaldim, jego dziele i różnych dostępnych na rynku interpretacjach skreślić.
Zaczniemy zatem od Wiosny, jak przystało na pory roku. Wiosny, która zabrzmi wykonaniu polskiego ansambla Arte Dei Suonatori i solisty Dana Laurina, grającego główne partie na … flecie.
Mhm, dokładnie. Cztery Pory Roku Vivaldiego to chyba najczęściej nagrywana w świecie muzyka klasyczna. Motywy poszczególnych koncertów są już na tyle ograne (zwłaszcza Wiosna i Jesień), że każdy, kto choć trochę muzyką się interesuje będzie w stanie rozpoznać dzieło włoskiego księdza (czy wymienić jego nazwisko, to już inna sprawa).
Niestety, jak to zwykle bywa w przypadku muzyki klasycznej, ciężko jest się zwykłemu „zjadaczowi chleba” poruszać wśród całej palety różnych płyt. Bo utwór, to utwór a wykonań – co niemiara. Ograniczone środki finansowe (bo zakładam cały czas naiwnie, że muzykę kupujemy, by jej posłuchać) powodują, że w całej palecie lepszych i gorszych koncertów wybór tej„jednej” płyty nastręcza niespotykaną trudność. Na dodatek oprócz poziomu interpretacji poszczególnych dzieł, ważne jest również i źródło, na którym muzykę otrzymujemy i oczywiście sama jakość nagrania. Stąd też ten wpis: spróbuję Wam przybliżyć te wykonania, po które zdecydowanie warto sięgnąć. Choć oczywiście pamiętajcie… to moje, subiektywne zdanie.
Zatem… rekomendowane tym razem dzieło Vivaldiego to Cztery Pory Roku nagrane w transkrypcji na flet. Dan Laurin już wcześniej poszalał z poznańską orkiestrą, rejestrując wraz z nimi Uwerturę i 3 koncerty Georga Philippa Telemanna, ( wydawnictwo BIS z 2000 roku). Tamten album wyrobił muzykom markę w świecie muzyki klasycznej, a żeby ją ugruntować – trzeba było sięgnąć po kompozycje znane i lubiane. Padło więc na Le Quattro Stagioni Rudego Księdza i mówiąc krótko – jest się czym pozachwycać.
Laurin bowiem na tyle pięknie potrafi ukazać walory fletu, że dzięki jego grze, po wysłuchaniu pierwszych części koncertów z opusu 8 włoskiego księdza mamy wrażenie, jakby słynna La Primavera była właśnie na flet napisana. Melodyka tych kompozycji, żywiołowość sprawiają wrażenie, jakby ta mu muzyka była właśnie na taki instrument napisana. Dodajmy do tego kwestie techniczne… bo realizacja nagrań jest naprawdę na wysokim poziomie i mamy naprawdę zacny album z muzyką klasyczną. Taką klasycznie klasyczną. A że płytę wydano w wersji SACD (tak, był swego czasu taki format, zanim zbiesiliśmy się słuchać serwisów streamingowych) to muzyka barokowa w wersji wielokanałowej jest po prostu zachwycaąca.
Znakomity to album. Jeden z tych, które wywołują dreszcze na karku i sprawiają, że dźwięki, które – zdawałoby się – znamy od wieków nagle okazują się być niezwykle świeże i przejmujące. Po prostu – wstyd nie znać!

You May Also Like

Ot, przypadek…
8 lutego, 2025
Kosmici, Bach i wiosna…
31 marca, 2024