Savall, Arianna: Peiwoh

Oto muzyka niby klasyczna, a jednak nieklasyczna. Porywająca w swoim brzmieniu, czarująca łagodnością i przynosząca tak wyborne melodie, aż trudno przejść z jednej kompozycji do drugiej. Tak bardzo chciałoby się powtarzać dopiero-co wysłuchane frazy.
Peiwoh to dla mnie odkrycie lata 2017. Absolutny przypadek, chciałoby się rzec. Zaskoczenie. Jakże to tak? Ano… zdarza się, a jak to się wszystko zaczęło – już wiecie z zajawki na stronie głównej. Zatem do rzeczy.
Muzyka. Album Peiwoh powstał na kanwie wyjątkowości harfy, jako instrumentu, który w naszej kulturze zadomowiony jest od wieków. No, może bardziej u Anglosasów czy starożytnych Greków tudzież Rzymian, aniżeli w dawnej Polszcze, jednakowoż w Europie jego popularność jest, a raczej była niepodważalna. Można by rzec, że dopiero skrzypce, a z pewnością gitara elektryczna zmniejszyły rangę harfy w świecie muzycznym. Arianna Savall, pochodząca z rodziny niezwykle muzycznej (Savallowie to tacy prawie Bachowie przełomu naszych wieków) tenże właśnie instrument wybrała na podstawę swojej, inspirowanej legendą o księciu o imieniu Peiwoh opowieści o roli harfy w kulturze świata. Napisała do tego kilkanaście utworów, zaadaptowała na potrzeby wydawnictwa jedną staroirlandzką pieśń (Moved through the fair), posłużyła się tekstami znanych i mniej znanych poetów i wyszło jej dzieło absolutnie niebywałe. Zachwycające melodyką, barwą przepięknie zestawionego głosu harfistki i jej instrumentu, dodatkowo uzupełnionego tu i tam gitarą, teorbą, lirą czy perkusją.
I tak na Peiwoh zagłębimy się w poezję Federico Garcíi Lorci (Canción de la muerte pequeña) czy Rilkego (Liebes-Lied), posłuchamy równie pięknie brzmiących wersów Św. Jana od Krzyża (La Musica callada) czy Św. Franciszka z Asyżu (jego pieśń Preghiera rozpoczyna ten prześliczny album). Wiersz autorstwa San Juana de la Cruz, zaczynający się cudną instrumentalną inwokacją harfy, kontrabasu i perkusji to zresztą jeden z najpiękniejszych, najbardziej uduchowionych fragmentów na Peiwoh. Nie ma tu zbędnej nuty, a wszystko – od brzmienia instrumentów po łagodny i śpiewny głos Arianny, oczaruje każdego, komu nieobca jest tęsknota za wiecznością. Kto uciec by chciał od naszego zmaterializowanego i przesadnie wtórnego świata. Harfistka w sumie wybrała do swojego utworu maleńki fragmencik poezji hiszpańskiego świętego – tylko pięć wersów stanowiących fragment Cantico Espiritual – Canciones entre el alma y el Esposo. Ale za to jakich!!
…la noche sosegada
en par de los levantes del aurora,
la música callada,
la soledad sonora,
la cena que recrea y enamora…
Przepiękny utwór. Nie do opisania.
Oczywiście zachwycać się można i rozwodzić w podobny sposób nad każdym fragmentem Peiwoh. Bo to nie jest tak, że któraś z tych miniatur zasługuje na wyróżnienie. Przeciwnie – każda z nich ma swój zniewalający urok, czaruje brzmieniem tak słów i instrumentów, a przestrzeń, z jaką nagrano tę muzykę jest tak wybornie nieopisywalna, że trudno w świecie współczesnym oczekiwać drugiej takiej płyty. Wszystko jest tu idealne, wszystko doskonale zgrane i po prostu zabójczo piękne. Ech…
No to jeszcze raz zagrajmy…