Aktualności,  barok,  podróże

Ot, przypadek…

Zdarzyło się pewnego lata tak, że miałem wolny weekend. Ten, w trakcie którego przypada święto państwowe i kościelne. Krótko rzecz ujmując: długi weekend. Ludzie w takich momentach zwykle walą tłumami nad morze lub w góry (niepotrzebne skreślić), toteż postępując wg wspomnianego wzorca kulturowego pojechałem i ja. Odpocząć. Nad morze. Nad Bałtyk. W sierpniu. Na szczęście z… rowerem.

Zdarzyło się więc tak, że wsiadając w sobotni poranek na rower w Międzyzdrojach (w towarzystwie kolegi, a jakże) mieliśmy cel wyznaczony do przejechania. Bez względu na pogodę. Owo: „bez względu na pogodę” zapragnęło nas sprawdzić wkrótce. Jakieś 30 km od startu. Jazda na rowerze w deszczu, zwłaszcza latem, ma swój urok. Aczkolwiek trzeba się przygotować na pewne „niedogodności”.

No i tak dochodzimy do sedna tej opowieści. Otóż… zdarzyło się wtedy tak, że na naszą wycieczkę zapodałem sobie do słuchawek muzykę klasyczną. Zestawioną specjalnie na tę okazję w Spotify. Sączyła się ona delikatnie, nie przeszkadzając w sporadycznych konwersacjach i ani się obejrzałem, jak ustawiona lista dobiegła końca. A potem… jak to zwykle w takich sytuacjach bywa – należało zmienić wybór (czyt. wybrać nową listę / album / wykonawcę… cokolwiek). Ale cóż… w ulewie klikanie czegokolwiek na ekranie smartfonu nie należy nie tylko do rozsądnych, ale i wygodnych. Odpuściłem sobie zatem ową operację, a że takie aplikacje nie znoszą próżni, to komputer zaproponował sam „muzykę podobną do słuchanej”. I tak właśnie w moich słuchawkach pojawiła się Arianna Savall. I przestało padać. Forever! Więcej przeczytacie TU, w wiadomym dziale..

Na razie zagrajmy. Bo jest czym się zachwycić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *