-
odrobina absolutu…
… który jakoś powinienem zapowiedzieć tudzież uzasadnić. Ale po co? W końcu TAKA MUZYKA zapowie się i przedstawi sama. Aż człowiek usiądzie z wrażenia… Maayam Licht. Nie wolno nie śledzić tej kariery. Po prostu NIE WOLNO!
-
Ot, przypadek…
Zdarzyło się pewnego lata tak, że miałem wolny weekend. Ten, w trakcie którego przypada święto państwowe i kościelne. Krótko rzecz ujmując: długi weekend. Ludzie w takich momentach zwykle walą tłumami nad morze lub w góry (niepotrzebne skreślić), toteż postępując wg wspomnianego wzorca kulturowego pojechałem i ja. Odpocząć. Nad morze. Nad Bałtyk. W sierpniu. Na szczęście z… rowerem. Zdarzyło się więc tak, że wsiadając w sobotni poranek na rower w Międzyzdrojach (w towarzystwie kolegi, a jakże) mieliśmy cel wyznaczony do przejechania. Bez względu na pogodę. Owo: „bez względu na pogodę” zapragnęło nas sprawdzić wkrótce. Jakieś 30 km od startu. Jazda na rowerze w deszczu, zwłaszcza latem, ma swój urok. Aczkolwiek trzeba…
-
50 lat minęło…
Oper der Stadt Köln, 25.01.1975 Tykanie zegara odmierza chwile nudnego życia Celowo trwoni się te minuty na prawo i lewo Włócząc się po tych samych ulicach rodzinnego miasta Czekając na kogoś, kto wskaże drogę… (RW) https://youtu.be/Pd_Kti6jvy8?si=SJ4PSx9A3aH2SJV6 Ano właśnie tak. Trwanie w cichej desperacji i łowienie dla siebie upływających chwil tylko po to, by je bezpowrotnie stracić. Takich oto chwil, jak te, które miały miejsce równo pół wieku temu. Jakiż to był wówczas odmienny świat. Jaki wydawał się odległy. Jaki kolorowy. Wyczekiwany. Zamiast niego mieliśmy przaśność tamtych czasów. Beznadzieję ostatnich rewolucji szarości i pogłos rewolucji kolorów. Odmienny świat. Ileż trzeba było czekać, by się doń w końcu załapać. A gdy już…
-
Wszystkie popołudnia świata…
Recenzji płyty Tous Les Matins du Monde miało pierwotnie nie być. Bo jakoś nie mogłem się zdecydować, gdzie powinna trafić. Czy umieścić ją pod „S”, jako że za muzyczne zobrazowanie Francji XVII wieku odpowiada Jordi Savall. A może zasadniej byłoby otworzyć przegródkę z literą „M”, jako że większość utworów to kompozycje, których autorem jest Marin Marais? Tudzież można by na upartego wepchnąć wszystko do działu „V” – jak Various Artists (ok., można również jako Różni wykonawcy, ale to mniej pasuje i mimo wszystko jakoś nie brzmi): bo i kompozytorów jest trzech minimum, no i wykonawcy też w kilka osób występują. Voila! Takie bogactwo, że… trudno było zdecydować. No ale… ordnung…
-
Kolekcja uczuć…
Błogosławieni ci odczłowieczeni, Albowiem oni nie mają do stracenia nic Poza cierpliwością… Keorapetse Kgositsile Hm, pamiętam, że wieki temu, przy okazji recenzji albumu Milesa Davisa i Billa Evansa „Sketches of Spain” zdarzyło mi się zarzekać, że: …nie słucham już jazzu. Znaczy, gdzieś tam atencja pozostała, Naczelny (artrock.pl) namawia, ale życie jest krótkie i nie zdążę przed jego końcem nawet liznąć muzyki klasycznej. Więc nie słucham już jazzu – to generalna zasada. A zasady nie byłyby zasadami, gdyby nie miały wyjątków. Cóż… kłamałem. Ilekroć bowiem przymierzam się do tego, co zagrać sobie dla dla nastroju, ba, co będzie oddaniem mojego nastawienia… wybieram ten właśnie album. Robię więc to z silnym zarazem…
-
Muzyka prawdziwie… dawna.
HIPowy, pojawiający się od czasu do czasu termin określający poszukiwanie autentyzmu wykonawczego w muzyce może być kolejnym słowem – kluczem, które kreuje a nie opisuje rzeczywistość. Jest bowiem całkowicie prawdopodobnie, że zwolennicy i przeciwnicy historically informed performance stając w szranki wzajemnych oskarżeń (choć przeciwnicy HIP są raczej w odwrocie, przyznaję) tak zapalczywie bronią swoich okopów, że sama kwestia muzyki schodzi na plan dalszy. Argumenty przytaczane przez strony są różnorakie, przytaczać ich nie zamierzam, ale wydaje się, że zgodność co do jednej kwestii między obozami można jednak wynegocjować: gdzie to jest możliwe – tam warto próbować wykonywać muzykę klasyczną w miarę możliwości zgodnie z pierwotnymi założeniami. No właśnie: owe pierwotne założenia. Z…
-
Smutek…
To był fatalny tydzień. Jeden z tych, o których myśli się w kategoriach: „jak najszybciej zapomnieć”. Gdyby się dało, tak po prostu, ot, pstryk palcami, w dokładnie taki sam sposób, jak to, co się stało tydzień temu. Tamto nagłe i okrutne zdarzenie. W tamten cholerny, środowy wieczór. Pewnie, że to minie. Trochę już człowiek trwa na tym świecie, więc wie, że zawsze mija. Czasami szybciej, czasami wolniej, ale ta zadra, ta pustka, którą wypaliło nam w duszy (załóżmy, że ją mamy) owo zdarzenie w końcu zniknie. Fala kolejnych dni, codziennej rutyny, gestów, rozmów, okruchów piękna (no bo przecież nie oślepliśmy ani nie ogłuchliśmy na nie, prawda?) w obrazach czy dźwiękach…
-
Rzecz o muzyce…
….neapolitańskiej, choć w sumie nie tylko. Pierwotnie faktycznie chciałemten wpis i podporzadkowaną mu recenzję albumu poświęcić wyłącznie tej specyficznej odmianie włoskiej muzyki. Ale ostatecznie uznałem, że Klasycznej Niedzieli trzeba na sprawę mało znanej, włoskiej muzyki spojrzeć szerzej. A te wspominki koniecznie trza zacząć od Marco Beasleya i ansambla Accordone. Dlaczego od tych mało znanych szerszemu gronu odbiorców muzyki Artystów? Ano bo właśnie oni systematycznie udowadniają, że barokowa Italia to nie tylko Wenecja czy Rzym. Wiadomo, że sława Vivaldiego czy Monteverdiego przeminąć nie przeminęła, ale że przy okazji przyćmiła innych kompozytorów to już chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Kto dziś nie zna słynnego sporu między harmonią a wyobraźnią? No dobra, po…
-
Kosmici, Bach i wiosna…
Obejrzawszy jakiś czas temu remake znanego filmu z lat pięćdziesiątych doszedłem do wniosku, że nie powinienem się dziwić wykorzystaniu Jana Sebastiana Bacha jako argumentu za oszczędzeniem rodzaju ludzkiego. „Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia”, bo o nim mowa, zawiera sekwencję, w której Keanu Reeves jako Klaatu zastyga w zadumie słysząc kompozycję właśnie lipskiego kantora. Niewątpliwie muzyka oraz matematyka, to dwa języki, które będą mogły „przełamać lody” w sytuacji, gdy wreszcie natkniemy się na inne cywilizacje. Albo ona natkną się na nas. Jeśli zaś mowa o tych kwestiach, to Jan Sebastian Bach trafił na zbiór Voyager Golden Record – czyli na złote krążki zawierające m.in. muzykę stworzoną przez kompozytorów na Ziemi,…
-
A moment in time…
Pustynny wiatr Ma zapach horyzontu Szumu liści palmy I wirującego piasku Ma kolor nieba kosmosu Nocy bez gwiazd W obecności samotnego księżyca Pustynny wiatr Płynie ponad górami Niesie dotyk drobnego piasku Uniesionego z grzbietu wydm Wśród szumu jodeł Jest obcy Jak śpiew w nieznanym języku Anna Pituch-Noworolska, Maroko, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021 https://youtu.be/vaQeQsEpbN0?si=55vP6T7VB8GaY78l Mmmm… taaaak. Dokładnie tak. Gdzieś między tchnieniem ciepłego, górskiego powietrza, a chłodnym szumem wiatru na zjazdach z przełęczy. Pomiędzy miętowym smakiem herbaty, a kawowym czarem espresso. Między ciszą kładących się spać dolin, a zgiełkiem Marakeszu… jest nieustająca myśl, by tam wrócić. I zagłębić się w te smaki, zapachy i widoki, przy dźwiękach muzyki Dhafera… Ech…